I kosmos, i Alpy. Siedem komiksów, które warto przeczytać w lutym
Na początek dobra wiadomość: luty w tym roku ma 29 dni, czyli zyskujemy dobę na czytanie komiksów (i książek, i oglądanie filmów, i spacery z psem). A na półkach trzeba zrobić trochę miejsca, bo szykuje się kilka ciekawych premier. A że niedługo Oscary, to na finał jedno małe, maluteńkie oscarowe nawiązanie (i nie dotyczy wcale Jokera).
Aliens. Labirynt (Scream Comics)
Jedna z klasycznych pozycji ze świata Obcych. Przed laty wydał ją TM-Semic, ale – podobno, nie sprawdzałem – w lekko okrojonej wersji. Zresztą tym razem dostaniemy tę historię w odpowiedniej jakości: na lepszym papierze, z lepszym tłumaczeniem i liternictwem. Scenariusz Jim Woodring (ten od „Podróży Franka”), rysunki Killian Plunkett.
Blackwood (Scream Comics)
Tytułowa placówka to szkoła okultyzmu, do której zapisuje się czwórka nowych uczniów pragnących wzmocnić swoje ponadnaturalne zdolności. Scenarzysta Evan Dorkin to kilkukrotny laureat nagród Eisnera, specjalista od łączenia inteligentnej akcji z surrealistycznym humorem i autoironią. Warto przekonać się, jak wyszła mu nowa seria. Można poczytać w przerwie między kolejnymi odcinkami „Chilling Adventures of Sabrina”.
Conan Barbarzyńca, tom 1 (Egmont)
Pierwszym pytaniem za milion, jakie padło w polskiej edycji teleturnieju „Milionerzy”, było to o pochodzenie Conana. Gracz – choć miał do wyboru Rivię, Oz, Mordor i Cimmerię – odpowiedzi nie znał. A było czytać Howarda! Albo przynajmniej komiksy – bo i w tej postaci barbarzyńca był w Polsce już tamtym czasie obecny. Nowa seria zbiera materiały publikowane przez Marvel od 2019 r. (gdy prawa do postaci wróciły tam z wydawnictwa Dark Horse). Dodatkowo ukaże się spin-off barbarzyńskiej serii – „Era Conana: Belit”.
OKP Dolores, tom 1 (Egmont)
Nowa seria współtwórcy przygód Lanfeusta z Troy. Space opera narysowana z wielkim rozmachem i skupiająca się na losach 18-letniej Mony, która dość nieoczekiwanie dostaje w spadku kosmiczny krążownik „Dolores”. Francuskie wydawnictwo Glénat anonsowało serię jako połączenie „Gwiezdnych wojen”, „Firefly” i „Cowboy Bebop”. Właściwie należałoby w tym miejscu wkleić mem z Fryem z „Futuramy” i podpisem „Shut up and take my money”.
Sędzia Anderson: Powrót do Szambali (Studio Lain)
Kolejny album z uniwersum Sędziego Dredda – fanów zachęcać nie trzeba, a tych, którzy stawiają w tym niezwykle sugestywnym świecie pierwsze kroki, może skusić nazwisko scenarzysty. Zawarte w tym tomie historię o Sędzi Anderson napisał Alan Grant, współtwórca kilku ważnych opowieści o Lobo oraz o Batmanie. No i trudno nie zwrócić uwagi na precyzyjne ilustracje Arthura Ransona.
Śpioch (Egmont)
Scenarzysta Ed Brubaker i rysownik Sean Phillips mają na koncie m.in. świetną serię „Fatale” (w Polsce wydawaną przez Mucha Comics), więc to wystarczająca zachęta, by sięgnąć po „Śpiocha”, połączenie czarnego kryminału z wątkami superbohaterskimi. Akcja rozgrywa się w uniwersum znanym z serii „Wild C.A.T.S.” czy „The Authority” (obie w różnych formach pojawiały się na naszym rynku), ale ich znajomość do lektury nie jest na szczęście niezbędna.
Wilk (Marginesy)
Opowieść o relacjach człowieka i wilka: ich odwiecznej rywalizacji, lecz również o pozornie niemożliwej koegzystencji. Realistyczna historia, która służy jednocześnie jako metafora naszego stosunku do dzikiej natury. Bardzo na czasie. Autor komiksu Jean-Marc Rochette ma na koncie słynny album „Le Transperceneige”, który Bong Joon-ho przeniósł na ekran pod tytułem „Snowpiercer: Arka przyszłości”. Więc jeśli Bong dostanie w tym roku Oscara za „Parasite”, pamiętajcie, że do tego sukcesu kilka atomów swojego talentu dołożył Rochette.