„Gapiszon i…”. Butenko pinxit raz jeszcze
Trzy niepublikowane wcześniej w Polsce przygody Gapiszona. Mała rzecz, a sprawia sporo radości, jak wszystko, co tworzył Bohdan Butenko.
Pewnie nie byłoby tej książeczki, gdyby nie ubiegłoroczna wystawa „Butenko dla małych i dużych”. „Odnaleźliśmy oryginalne plansze z niemieckich wydań (wraz z ręcznym projektem składu) w archiwach rodziny autora. Wszystko idealnie zachowane i gotowe do druku”, pisze Michał Rzecznik w posłowiu do książeczki. Chodziło o krótkie epizody, które drukiem ukazały się w latach 80. w NRD (gdzie Gapiszon występował jako Zipfelzapfel).
Już samo wydanie tych historyjek jest dobrym pomysłem, jeszcze lepszym jest forma edytorska – Michał Rzecznik (który opracował koncepcję edytorską) i Wydawnictwo Widnokrąg zdecydowali się na zachowanie pewnych niedoskonałości kolorystycznych po to, by w pełni oddać nie tylko wdzięki ilustracji Butenki, lecz również wpływ, jaki miały na jego twórczość dostępne w peerelowskiej szarzyźnie materiały. Świetny pomysł, także dlatego, że pozostaje w zgodzie z podejściem samego artysty do projektowania książek: „Ciągle powtarzam, że książkę robi się jak sweter. A to znaczy, że zaczynamy od okładki, przez środek i kończymy na czwartej stronie okładki”, mówił Butenko. „Gapiszon i…” jest więc tak bardzo jego, jak to dziś możliwe.
To są jednak rzeczy istotne przede wszystkim dla kolekcjonerów i historyków literatury dziecięcej. Tymczasem najważniejsze w historyjkach o Gapiszonie jest to, że wciąż mogą być atrakcyjne dla najmłodszych czytelników. To proste mikrofabułki w stylu, jaki doskonale pamiętamy z „Misia” czy „Świerszczyka”. W jednej z nich tytułowy bohater podlewa kwiatki, w drugiej próbuje ściągnąć piłkę z drzewa, w trzeciej – cudownie absurdalnej – szyje kostium królika. Minimum treści, sekwencje obrazków pozbawionych dialogów i didaskaliów, a mogą być znakomitym pretekstem do uruchomienia wyobraźni. Urzekająca prostotą kreska Butenki pozwala przecież na samodzielne dobudowywanie kontekstów, rozszerzanie opowieści, „dorysowanie” ciągu dalszego we własnej głowie.
Po śmierci Bohdana Butenki w 2019 r. przypominałem na łamach „Polityki”, że artysta sam sobie stawiał wysokie wymagania. „Zapytany, jak trzeba pisać dla dzieci, odpowiedział, że tak jak dla dorosłych, czyli dobrze. Wiedział, że najmłodszych czytelników nie może traktować protekcjonalnie. Dzieciństwo nie musi być prostotą – mawiał. Humor w jego historyjkach obrazkowych jest niewymuszony, ciepły, inteligentny i pozbawiony złośliwości”.
„Gapiszon i…” jest doskonałą okazją, żeby sobie o tym przypomnieć. U dorosłych odbiorców książeczka może wywołać ukłucie nostalgii, dla tych całkiem małych może zaś być pierwszym krokiem do odkrywania magicznego świata Butenki. Wszyscy pamiętamy, że kryją się w nim prawdziwe skarby.
Bohdan Butenko, Gapiszon i…, Wydawnictwo Widnokrąg, Piaseczno 2024