Trochę inni superbohaterowie

W serwisie Amazon Prime Video wylądował niedawno nowy film z Sylvestrem Stallone’em „Samarytanin” – widowisko raczej przeciętne zarówno pod względem scenariusza, jak i wykonania (Sly potrafi lepiej!). Z punktu widzenia komiksowego bloga o tyle istotne, że to opowieść superbohaterska: Stallone gra podstarzałego herosa Samarytanina, który przed laty stoczył ostateczną walkę ze swoim bratem bliźniakiem, stojącym po stronie zła Nemesisem.

Po wszystkim wycofał się z branży, ale wiadomo, że będzie musiał znów stanąć do walki, tym razem w obronie młodego chłopaka zafascynowanego superbohaterami oraz przeciwko gangsterowi, któremu zamarzyła się zła sława Nemesisa.

Pilou Asbæk i Sylvester Stallone w filmie „Samarytanin” © 2022 Metro-Goldwyn-Mayer Pictures Inc.

„Samarytanin” to zlepek schematów pozbawiony jakiegokolwiek oryginalnego elementu, zrealizowany w najlepszych momentach poprawnie, choć Stallone i Pilou Asbæk w rolach głównych wystarczają, żeby dotrwać do cokolwiek przewidywalnego finału. Scenariusz powstał już jakiś czas temu, lecz zanim znalazł się producent gotów zainwestować w film, na tej samej podstawie powstał komiks wydany przez niezależną oficynę Mythos Comics (ja też o niej wcześniej nie słyszałem). Zresztą deal wydawnictwa z Amazonem sprawia, że wydanych do tej pory dwóch części „Samarytanina” nie można ani kontynuować, ani wznawiać, więc jeśli należycie do zagorzałych kolekcjonerów, warto przejrzeć facebookowy profil wydawnictwa i kupić egzemplarz z ich dotychczasowych zapasów.

Filmowy „Samarytanin”, wyreżyserowany przez Juliusa Avery’ego (tego od całkiem przyzwoitego horroru „Operacja Overlord”), wypełnił mi cyfrową watą nieco ponad półtorej godziny, za kilka tygodni ledwo będę o nim pamiętał, za to wywołał u mnie chęć wyciągnięcia z zakamarków pamięci najciekawszych filmów superbohaterskich – z tym drobnym założeniem, że nie powstały na podstawie komiksów Marvela albo DC. Filmy zrealizowane według najsłynniejszych serii zapewne zdominowałyby taką listę, poza tym znamy je dość dobrze, a pogrzebanie w archiwach sprawia, że można sobie przypomnieć kilka nieco już zakurzonych tytułów.

Nie robiłem powtórkowych seansów przed ułożeniem tego zestawienia: opieram się na własnych wspomnieniach, które mogą być zawodne, na dodatek wiele z tych filmów widziałem kilkanaście lat temu (albo wcześniej), więc nie tylko zmienił się mój gust, lecz także sposób, w jaki realizowane jest kino komercyjne, a przede wszystkim społeczna wrażliwość. Nie mam zatem pojęcia, jak niektóre z nich zniosły próbę czasu – być może kiedyś będę miał okazję to sprawdzić. Jeśli któryś z tytułów jest legalnie dostępny w polskich serwisach streamingowych, zaznaczam to, żeby ułatwić poszukiwanie. Brałem pod uwagę jedynie kino superbohaterskie, dość szeroko pojęte, dlatego nie ma w zestawieniu takich filmów jak „Sin City”, „Ghost World” czy „Droga do zatracenia”, choć każdy z nich (i wiele innych komiksowych adaptacji) uważam za godny uwagi. 
Kolejność chronologiczna, żeby nikogo specjalnie nie wyróżniać.

Liam Neeson w „Człowieku ciemności”

Człowiek ciemności (1990), reż. Sam Raimi
Sam Raimi, na długo przed tym, jak został zatrudniony przy pracy nad trylogią o Spider-Manie, nakręcił jeden z najlepszych superbohaterskich filmów XX w. Na dodatek taki, w którym komiksowy klimat łączył się z hołdem złożonym klasycznym horrorom z wytwórni Universal. Darkman, czyli genialny naukowiec Peyton Westlake, oszpecony w pożarze, mści się na swoich oprawcach, korzystając ze swojego wynalazku: syntetycznej skóry, która pozwala mu na krótki czas „zakładać” nową twarz. Świetne widowisko w znacznej mierze oparte na intensywnej ekranowej obecności Lama Neesona.
Gdzie obejrzeć: iTunes, Chili

Kruk (1994), reż. Alex Proyas
Adaptacja komiksu Jamesa O’Barra do dziś wspominana jest przede wszystkim ze względu na tragiczną śmierć grającego główną rolę Brandona Lee. Młody aktor zginął na planie postrzelony z broni załadowanej ostrą amunicją. To zaś w połączeniu z posępnym scenariuszem – tytułowy bohater to muzyk, który po swojej śmierci zmartwychwstaje, by zemścić się na swoich mordercach – sprawiło, że film doczekał się własnej mrocznej legendy i statusu dzieła kultowego. Ale nawet pozbawiony tego smutnego kontekstu „Kruk” pozostaje udanym kinem akcji, nieźle imitującym gotycki nastrój komiksowego oryginału i opatrzonym świetnym (przynajmniej jak na połowę lat 90.) soundtrackiem, na którym sąsiadowały ze sobą numery The Cure, Nine Ich Nails i Helmet.

Bruce Willis w „Niezniszczalnym”

Niezniszczalny (2000), reż. M. Night Shyamalan
Shyamalan miał być wielką gwiazdą kina rozrywkowego, po kilku sukcesach okazał się raczej hochsztaplerem i nudziarzem. Ale „Niezniszczalny” zdecydowanie mu się udał: klasyczna komiksowa origin story, w której główny bohater musi przed samym sobą przyznać, że jest obdarzony nadludzką mocą. A potem zdecydować, co z tą wiedzą zrobić. Bruce Willis bardzo dobry w tytułowej roli, Samuel L. Jackson świetnie obsadzony w roli jego przeciwnika. Po latach Shyamalan wrócił do tematu najpierw w „Split”, potem w „Glass”, ale już bez sukcesu oryginału. 
Gdzie obejrzeć: Disney+, Chili, iTunes, Loomi

Iniemamocni (2004), reż. Brad Bird
Jak zauważył jeden z amerykańskich krytyków: nie szkodzi, że nie udała się dotychczas żadna adaptacja Fantastycznej Czwórki, skoro mamy „Iniemamocnych”. Pixarowska animacja o rodzinie superbohaterów nie porusza rzecz jasna tak istotnych tematów, jak zdarzało się to w komiksach o Fantastic Four, ale przecież była przeznaczona przede wszystkim dla młodych widzów. I jako taka okazała się jedną z lepszych propozycji w historii gatunku.
Gdzie obejrzeć: Disney+, Chili, iTunes, Rakuten, VOD.pl, Loomi

Hellboy (2004), reż. Guillermo del Toro
Nawet wizjoner taki jak del Toro nie mógł w pełni zmierzyć się z kultowym komiksem Mike’a Mignoli. Ale Hellboy – historia demona, który pracuje dla ludzkości jako agent Biura Badań Paranormalnych i Obrony – i tak udał się lepiej, niż można było oczekiwać. Głównie dzięki Ronowi Perlmanowi w roki tytułowej: popularny aktor jest urodzonych Hellboyem i dla niego warto było przymykać oczy na pewne braki. Sequel nie był już tak udany, ale wciąż warty uwagi. Natomiast reboot – choć David Harbour w roli Hellboya dał z siebie wszystko – to rzecz, o której trzeba jak najszybciej zapomnieć.
Gdzie obejrzeć: HBO Max, iTunes, Rakuten

Kick-Ass (2010), reż. Matthew Vaughn
Zwyczajny nastolatek zainspirowany komiksami postanawia zostać superbohaterem. Ale oczywiście nie wszystko idzie tak, jak sobie zaplanował: ratunkiem jest współpraca z zamaskowanym mścicielem znanym jako Big Daddy i jego podopieczną Hit-Girl. Bardzo udana adaptacja komiksu Marka Millara i Johna Romity Jr. – jak wiele filmów w tym zestawieniu dość cyniczna i obrazoburcza, a jednocześnie trafna jako parodia gatunku. No i co za obsada: Aaron Johnson, Nicolas Cage, Mark Strong i Chloe Grace Moretz u progu kariery.
Gdzie obejrzeć: Cineman

Rainn Wilson i Elliot Page w „Super”

Super (2010), reż. James Gunn
Kolejny reżyser, który miał w przyszłości wkroczyć do świata superbohaterskich blockbusterów (i to kręcąc „Strażników Galaktyki” oraz tę lepszą wersję „Suicide Squad”), ale zaczynał od znacznie skromniejszej produkcji. „Super” to historia przeciętnego faceta, pozbawionego jakichkolwiek mocy, a nawet zdrowego rozsądku, którego żona odeszła do bogatego przystojniaka. Postanawia ją odzyskać, zostając superbohaterem pod pseudonimem Crimson Bolt. A że niewiele potrafi, pozostaje mu tępa, brutalna przemoc. Rainn Wilson na dobrą sprawę gra tu kolejne wcielenie Dwighta z „Biura”: typa, któremu wydaje się, że stać go na wiele, a w rzeczywistości jest totalnym przegrywem. Na drugim planie m.in. Elliot Page, Liv Tyler i Kevin Bacon, a całość w ekwilibrystyczny sposób łączy groteskowy humor i bardzo krwawe sceny przemocy.
Gdzie obejrzeć: Cineman

Chronicle (2012), reż. Josh Trank
Jeszcze jedna wariacja na temat origin story: trójka nastolatków zostaje obdarzona nadludzkimi mocami, co postanawiają wykorzystać dla własnej korzyści. Ale – jak wiadomo skądinąd – z wielką mocą wiąże się wielka odpowiedzialność, a nie każdy z trójki przyjaciół chce to przyjąć do wiadomości. Utrzymany w realistycznej konwencji, gorzki film, zrealizowany w bardzo umiejętnie wykorzystanej technice found footage. Szkoda, że Josh Trank nie potrafił później poradzić sobie z superbohaterskim materiałem w „Fantastycznej czwórce”. 
Gdzie obejrzeć: Disney+, Chili, iTunes, Rakuten, Loomi

Karl Urban w filmie „Dredd”. Fot. Snap Stills/REX

Dredd (2012), reż. Pete Travis
Był wcześniej film o Sędzim Dreddzie. Zestawienie obu tytułów należałoby zilustrować popularnym memem, tym z Drakiem: raper odwraca się z niechęcią od filmu „Sędzia Dredd” z Sylvestrem Stallone’em, ale z aprobatą przyjmuje „Dredda” z Karlem Urbanem. „Dredd” – nakręcony według scenariusza Alexa Garlanda – to ekranizacja, o jakiej fani komiksu mogli marzyć. Esencja oryginału: widowisko brutalne, pełne akcji, cyniczne, gęsto podbijane czarnym humorem. Takiego Dredda kino potrzebowało, szkoda jedynie, że nie okazał się wystarczająco popularny, by producenci zdecydowali się na sequel. Przez jakiś czas mówiło się o kontynuacji w postaci serialu, ale chyba te plany również uległy zawieszeniu. 
Gdzie obejrzeć: Cineman

Brightburn: Syn ciemności (2019), reż. David Yarovesky
Choć daleki od doskonałości, „Brightburn” pozostaje interesującym przykładem, jak połączyć kino superbohaterskie z horrorem. To z jednej strony kolejna origin story, bezczelnie kradnąca wyjściowy pomysł z opowieści o Super-Manie (dziecko znalezione w rozbitym statku kosmicznym, wychowywane przez parę z amerykańskiej prowincji), z drugiej zaś – próba odwrócenia tradycyjnych w komiksie ról. Obdarzony nadludzką mocą chłopiec nie ma bowiem zamiaru stać się podziwianym herosem, lecz raczej wcieleniem zła, zdolnym do czynienia najgorszych podłości.
Gdzie obejrzeć: Chili, iTunes, Rakuten