Nie każdego potwora da się pokonać
Nie dołączę do chóru amerykańskich krytyków, którzy zachwycili się serią „Coś zabija dzieciaki”. Lecz jednocześnie nie mam wątpliwości, że to seria, na którą trzeba zwrócić uwagę.
Nominacja do nagrody Eisnera dla najlepszej nowej serii, w recenzjach niemal wyłącznie arcydzielne wykrzykniki oraz porównania do „Stranger Things”, po których od razu następują zastrzeżenia, dlaczego to nie jest „Stranger Things”. W przeciwieństwie do serialu Netflixa komiks Jamesa Tyniona IV utrzymany jest w posępnej, skrajnie realistycznej tonacji – oczywiście na ile realistyczna może być opowieść, w której wielki potwór grasuje w lesie, a główna bohaterka rozmawia z pluszową ośmiornicą. Nie ma tu miejsca na dowcipy, zabawę w popkulturowe cytaty i aluzje, puszczanie oka do czytelników, którzy już niejeden horror widzieli. Z miejsca wchodzimy do rzeczywistości przygniecionej ciężarem śmierci, niepewnością jutra, lękiem o życie.
Miasteczko Archer’s Peak staje się scenerią okrutnych zbrodni popełnianych na dzieciach i nastolatkach. Niemal każdego dnia pojawiają się rozczłonkowane ciała ofiar, część dzieciaków zaginęła bez śladu. Kilkunastoletni James, nieśmiały, wycofany, był świadkiem zabójstwa grupy swoich przyjaciół. Jego zeznania nie do końca przekonują lokalnych policjantów – ale jak chłopak miałby opowiedzieć to, co widział, czyli przerażające monstrum patroszące jego kumpli? Część mieszkańców podejrzewa zresztą, że James jest zamieszany w zbrodnię. Wtedy na scenę wkracza Erica Slaughter, dziewczyna, która zabija potwory. Ma swoje sekrety i dziwactwa, trudno ją rozgryźć, ale dla dzieciaków z Archer’s Peak będzie jedyną szansą na ocalenie.
Poniekąd rozumiem entuzjastyczne recenzje tego komiksu, zwłaszcza jeśli weźmie się pod uwagę, że większość komiksów, do których Tynion pisał scenariusze, to superbohaterszczyzna spod znaku DC Comics. Przyznaję, przestałem śledzić z uwagą, co się dzieje w świecie Batmana, Supermana i Wonder Woman, bo coraz mniej interesowały mnie fabuły pojedynczych albumów, nie mówiąc już o przekombinowanych crossoverach. Być może dla Tyniona praca nad seriami dla wydawnictw niezależnych („Coś zabija dzieciaki” wyszło w oryginale w Boom! Studios) też jest ulgą. Może pozwolić sobie na więcej i przełamywać tabu, a przy tym nie musi trzymać się wytycznych konkretnego uniwersum. Seria była planowana jako zamknięta, pięcioczęściowa całość, ale po wstępnych opiniach dostała status „ongoing”, czyli będzie kontynuowana tak długo, na ile pozwoli inwencja twórców (i sprzedaż). To dobry ruch, dzięki któremu scenarzysta nie musi się spieszyć. W pierwszym tomie jest trochę krwawej jatki i gwałtownej akcji, ale fabuła rozwija się stosunkowo powoli, Tynion odsłania kolejne sekrety bez pośpiechu, konstruuje większą całość, która – na ile da się ją rozszyfrować z tych porozrzucanych puzzli – wydaje się na tyle wciągająca, że warto czekać na ciąg dalszy. Może zbyt często sięga po sprawdzone rozwiązania, scenografia również wydaje się znajoma, a bohaterowie – poza dwójką głównych postaci – są mało interesujący (choć Tynion ma talent do konstruowania epizodów – takich jak kapitalna rozmowa Jamesa z dyrektorem szkoły). Jednak to w gruncie rzeczy drobiazgi, które nie studzą emocji towarzyszących lekturze.
Ale „Coś zabija dzieciaki”, świetnie narysowane przez Werthera Dell’Ederę (zgaszone kolory to dzieło Miquela Muerto), przynoszą nie tylko odpowiednią dawkę grozy. Mają też duszną, nieprzyjemną atmosferę. I nie chodzi wyłącznie o potworności czyhające na bohaterów w ciemnym lesie. Strach powoduje, że wśród mieszkańców Archer’s Peak budzą się inne demony: nienawiści, nieufności, homofobii. James – podobnie jak scenarzysta komiksu (nieprzypadkowo, jak sądzę, noszą to samo imię) – jest osobą nieheteronormatywną, więc wraz z oskarżeniami kierowanymi w jego stronę pojawiają się wyzwiska i groźby. Tynion nie rozwija na razie tego wątku, to zaledwie kilka linijek dialogu w całym albumie. Ale świadomość, jak nieprzyjemnie rymują się one z rzeczywistością, sprawia, że „Coś zabija dzieciaki” staje się jeszcze bardziej niepokojącą i przeraźliwie smutną lekturą.
Bo Erika może zabijać monstra czające się w jaskiniach i leśnych ostępach, ale James pozostanie – wobec innych potworów – bezbronny.
PS Na marginesie pochwała dla wydawcy za szybkość. Zeszytowe wydania serii zaczęły się w Stanach Zjednoczonych ukazywać co prawda w zeszłym roku, ale wydanie zbiorcze (pięć pierwszych odcinków) pojawiło się pod koniec czerwca. I już kilka tygodni później mamy gotową polską wersję. Tak trzymać.
Coś zabija dzieciaki, tom 1 (Something is Killing the Children, vol. 1), scenariusz: James Tynion IV, rysunki: Werther Dell’Edera, przeł. Paweł Bulski, Non Stop Comics, 4/6