Z Batmanem dookoła świata
Krótkie formy komiksowe służą Mrocznemu Rycerzowi – zresztą zachwycałem się kiedyś na blogu i na łamach „Polityki” albumem „Batman. Black & White” – bo sprawnym autorom pozwalają albo dotknąć istoty mitu obrońcy Gotham (jako detektywa wszech czasów, straumatyzowanego mściciela, człowieka rozdartego między pragnieniem sprawiedliwości i żądzą odwetu itp), albo wdzięcznie bawić się elementami ów mit tworzącymi.
„Batman: Świat” dawał podobne możliwości, jednak efekt już tak przekonujący nie jest. Tak jakby twórców z różnych stron świata – w kilu przypadkach pochodzących z krajów, z których komiksy rzadko trafiają do międzynarodowej publiczności – sparaliżowała sama myśl, że mają szansę stworzenia własnej opowieści o Batmanie.
Koncepcja fantastycznie prosta: scenarzyści i rysownicy (forma męska dla uproszczenia, lecz także dlatego, że bardzo niewiele kobiet jest współautorkami tego projektu) z czternastu krajów tworzą krótkie historyjki o Batmanie, umieszczone w ich lokalnych realiach. Nie sprawdzałem, jakie były narzucone przez DC Comics ograniczenia, ale wnosząc opowieściach, dowolność była chyba całkiem duża – przynajmniej jeśli chodzi o gatunek, przywiązanie do elementów obowiązującego kanonu itp. Jeśli tak, to tym większa szkoda, że niewielu twórców zdecydowało się porzucić schemat w stylu „Mroczny Rycerz rozwiązuje zagadkę w mieście X” – często realia nie mają w zasadzie większego wpływu na fabuły tych historyjek, odgrywają raczej rolę scenografii. Wszak fajnie zobaczyć Batmana na tle jakiegoś rozpoznawalnego historycznego budynku, nie? Na przykład na dachu Zamku Królewskiego, jak na ilustracji towarzyszącej polskiej przygodzie Bruce’a Wayne’a, którą stworzyli Tomasz Kołodziejczak (scenariusz) i Piotr Kowalski (ilustracje). Obaj przecież znają sztukę komiksu od podszewki, ale historia „Obrońca miasta” sytuuje się w stanach średnich w porównaniu z innymi komiksami zawartymi w całym tomie, co i tak wynika raczej z ogólnie mało satysfakcjonującego poziomu całości.
Nie znaczy to, że zabrakło w „Świecie” udanych kawałków – tak się składa, że większość z nich to opowieści, które nie traktują Batmana zupełnie serio. Świetnie wypadł Paco Roca (niedawno ukazał się u nas jego znakomity „Dom”) w „Przerwie wakacyjnej”, w której Bruce Wayne leci na wczasy do Hiszpanii. To historyjka nieco ironiczna, nieco smutna, przypominająca, że Batman jest dla Wayne’a nie tylko superbohaterskim alter ego, lecz także – a może przede wszystkim – uzależnieniem. Bezpretensjonalny „Paryż” Mathieu Gabellli (scenariusz) i Thierry Martin (rysunki) to opis spotkania Batmana, Catwoman i Wonder Woman w Luwrze – ma wdzięk i szczyptę humoru przywodzące na myśl komiksy nieodżałowanego Darwyna Cooke’a. W „Batmanie wyzwolonym” Okadayi Yuichi przekonująco korzysta z mangowej estetyki (oczywiście nie była w tym pierwsza) i przenosi mit Mrocznego Rycerza do Japonii epoki Edo. Całkiem niezły jest też rosyjski „Mój Bat-Man” Kirilla Kutuzova i Egora Prutova (scenariusz) oraz Natalii Zaidovej (rysunki), będący raczej komentarzem do amerykańskiej popkultury jako zakazanego owocu za żelazną kurtyną. Natomiast spośród komiksów, które traktują mit Batmana bardziej serio, moją uwagę zwróciły niemieckie „Lepsze jutro” Benjamina von Eckartsberga (scenariusz) i Thomasa von Kummanta (rysunki), w którym główną rolę odgrywa Joker, oraz brazylijski „Gdzie są bohaterowie?” Carlosa Estefana (scenariusz) i Pedra Mauro (rysunki), choć przede wszystkim dlatego, że opowiada o politycznej i korporacyjnej korupcji, co w przypadku Bruce’a Wayne’a – w końcu szefa potężnej korporacji – zawsze daje okazję do ciekawego społecznego komentarza.
Cała reszta komiksów z tego zbioru to mniej lub bardziej sprawnie zrealizowane historie, raczej szybko wypadające z pamięci. Ciekawe, że niektórzy twórcy, mając do dyspozycji ikonicznych bohaterów, zmuszają ich do podziwu nad odwiedzanymi przez nich zakątkami świata. „Turcja dosłownie służy jako pomost między Europą a Azją. To pierwotna kolebka ludzkości”, mówi Alfred w „Kolebce”. „Warszawa to dziwne i interesujące miasto. Ma osiemset lat, a jednak kilkadziesiąt lat temu odbudowano ją niemal od zera. Wciąż wspomina swoją przeszłość, a jednocześnie jest bardzo nowoczesna”, podziwia Bruce Wayne w „Obrońcy miasta”. „Brazylia to kraj licznych kontrastów. Cechuje go ogromna różnorodność fauny i flory oraz zróżnicowanie etniczne i kulturowe” – to dla odmiany encyklopedyczny cytat ze wspomnianego „Gdzie są bohaterowie?”.
Batman podróżujący po świecie to nie jest nowy pomysł – z niejakim powodzeniem testował go już Grant Morrisson w serii „Batman Incorporated”, w której mit Mrocznego Rycerza stał się swoistą franczyzą, jednoczącą różnych superbohaterów działających w wielu krajach. Jednak w przypadku „Świata” chodziło o oddanie głosu lokalnym artystom. Nie wszyscy wyszli ze starcia z legendą zwycięsko (choć pewnie za sukces należałoby uznać sam fakt publikacji w tomie wydanym równocześnie w wielu krajach). Nie wiem też, jakie były kryteria doboru państw zaproszonych do udziału w projekcie – może część prac po prostu nie przeszła przez redaktorskie sito – ale dysproporcje są wyraźne: ponad połowa komiksów to prace twórców z Europy, Azję reprezentują trzy historie, Amerykę Północną – dwie, a Południową – zaledwie jedna. Nie ma żadnych krajów afrykańskich, żadnej historii z Australii i Oceanii, niewiele z Ameryki Łacińskiej. Owszem, można uznać, że w „Świecie” znalazły się przede wszystkim prace twórców z wiodących rynków komiksowych (uzupełnione m.in. o Czechy i Polskę) – ale i w takim przypadku zabrakło kilku poważnych graczy: Wielkiej Brytanii, Belgii, Argentyny, Indii, Indonezji. Zresztą znacznie ciekawiej byłoby zobaczyć, jak potraktują Batmana artyści i artystki z krajów o mniej bogatej tradycji komiksowej. Efekt byłby z pewnością intrygujący, choć zapewne przeważył tu komercyjny i marketingowy potencjał.
Batman: Świat (Batman: The World), scenariusz i rysunki: różni autorzy, przeł. Tomasz Sidorkiewicz, Story House Egmont, 3/6