„Najemnik Medox”: znalezisko sprzed lat

Wydany przez Kulturę Gniewu „Najemnik Medox” to album, który czekał na swoją premierę trzydzieści lat. Ciekawostka dla kolekcjonerów, a jednocześnie dowód, że w historii polskiego komiksu są wciąż luki do wypełnienia.

Bardzo lubię taką komiksową archeologię (filmową również, ale to inny temat). Robotę pasjonatów, którzy grzebią w archiwach, szukając niewydanych perełek, zapomnianych dzieł, juweniliów wartych przypomnienia. Serie takie jak „Z archiwum Jerzego Wróblewskiego” (publikowana przez wydawnictwo Ongrys) czy zbiory wczesnych punkowych komiksów Krzysztofa „Prosiaka” Owedyka (wydawane przez Kulturę Gniewu) są okazją do śledzenia, jak rozwijał się artystyczny warsztat twórcy, szansą do odkrywania dla siebie czegoś nowego wśród dokonań nawet tych artystów, których dzieła znamy dość dobrze. Ale jeszcze bardziej fascynujące są odkrycia takie jak „Najemnik Medox”: album stworzony przez scenarzystę Jacka Dąbałę i rysownika Marka Bieleckiego na samym początku lat 90. Polski komiks – przynajmniej pod względem komercyjnego zainteresowania – znajdował się wtedy w fazie schyłkowej, na rynek wkraczał TM-Semic, dając masowej wyobraźni polskich czytelników zastępy superbohaterów. Bronił się jeszcze przez jakiś czas magazyn „Komiks – Fantastyka”, ale wkrótce wydawany na jego łamach cykl albumów o wiedźminie okazał się łabędzim śpiewem pisma.

„Najemnik Medox”, rys. Marek Bielecki / Kultura Gniewu

„Najemnik Medox” doskonale by się na łamach tego magazynu odnalazł. Z tego, co wynikało z rozmów z twórcami komiksu – miałem przyjemność poprowadzić z nimi spotkanie w ramach imprezy Niech Żyje Komiks! – były jakieś dyskretne przymiarki do współpracy z tym tytułem. Choć rozmowy toczyły się przede wszystkim z Krajową Agencją Wydawniczą, która ostatecznie komiksu nie wydała. „Medox” trafił do szuflady, z której wydostał się dzięki pomocy krytyka komiksowego Michała Chudolińskiego – to on namówić Dąbałę i Bieleckiego, by po latach spróbowali swoim dziełem zainteresować wydawców od nowa. Udało się z Kulturą Gniewu.

Album o Medoksie – kosmicznym awanturniku i tajnym agencie pracującym dla rządu – mógł powstać chyba tylko wtedy, we wczesnych latach 90. Dziś czyta się go jak wspomnienie z tamtych czasów: mieszankę opowieści w stylu „Funky’ego Kovala”, fantastycznej pulpy, która zaczęła się pojawiać masowo na polskim rynku i filmów, nastawionych wyłącznie na rozrywkę. „Najemnika Medoxa” trzeba więc odbierać z pełną świadomością, że przez te trzydzieści lat nie tylko zmieniła się wrażliwość, lecz także mieliśmy już okazję nadrobić lekturę wielu komiksów ze światowego kanonu. Ale gdyby album ukazał się wtedy, to ze swoją dynamiczną, pełną akcji, pościgów i wątków erotycznych fabułą zapewne stałby się hitem, z którym mógłby konkurować pewnie tylko „Funky Koval”. Dąbała – medioznawca i literaturoznawca, ale aktywny także na poletku popkulturowym, później napisał kilka pulpowych powieści oraz scenariusz filmu „Młode wilki” – sprawnie żonglował kliszami powyciąganymi z wszelkiego rodzaju space oper, lecz także z kryminałów noir (zwłaszcza w dialogach). Pisanie tego scenariusza musiało być dla niego sporą frajdą – choć dziś w niektórych momentach pewne fabularne pomysły, a szczególnie konstrukcja kobiecych bohaterek, mogą budzić zrozumiały opór – o czym świadczą drobne popkulturowe aluzje umieszczone w albumie. Ot, tu gdzieś pojawi się nazwisko Pirx, gdzie indziej wspomniany zostanie bar „Błękitna ostryga” (choć zapytany o to autor nie potrafił sobie przypomnieć, czy nazwę tę zaczerpnął z filmowej „Akademii policyjnej”.

Odkryciem tej publikacji są jednak przede wszystkim rysunki Marka Bieleckiego. Z wykształcenia architekt – musiało się to przydać przy projektowaniu fantastycznych statków kosmicznych! – przyznaje, że uczył się sztuki komiksu podglądając prace Grzegorza Rosińskiego i Paola Serpieriego, twórcy kultowej serii science fiction „Druuna”. To jedyny album, jaki narysował Bielecki i wielka szkoda, że nie miał więcej szans na rozwijanie swojego talentu w tym kierunku, bo dziś należałby do niekwestionowanych klasyków gatunku.

Publikacja „Najemnika Medoxa” jest więc dla miłośników polskiego komiksu nie lada atrakcją. Może trudno mówić w tym przypadku o wypełnianiu białych plam – o istnieniu tego tytułu wiedzieli wcześniej pewnie tylko najbardziej dociekliwi fani i kolekcjonerzy – ale z pewnością to ważne uzupełnienie komiksowej bibliografii. No i budzi ciekawość, czy gdzieś po autorskich szufladach nie zalegają inne podobne dzieła, które w latach 90. nie miały szans pojawić się na rynku. Kto wie, jakie jeszcze skarby czekają na odkrycie.

Najemnik Medox, scen. Jacek Dąbała, rys. Marek Bielecki, Kultura Gniewu 2021, 4/6