Śmierdząca robota: „RIP”, tom 1
Kilkanaście lat temu byłem zapalonym czytelnikiem powieści Simona Becketta o antropologu sądowym Davidzie Hunterze. Dziś już nie mam pewności, czy to były dobre kryminały (pamięć podpowiada, że tak, ale zbyt często bywa omylna, by jej zaufać) – lecz w gruncie rzeczy w tamtym czasie nie miało to dla mnie wielkiego znaczenia, bo fascynujący był przede wszystkim zawód głównego bohatera i towarzyszące mu turpistyczne opisy badania zwłok, a Beckett wiedział, co pisze, bo specjalnie przygotowywał się do tego na Trupiej Farmie w Tennessee. Swoją drogą, czytałem też oczywiście książki Billa Bassa, założyciela tejże Trupiej Farmy (w równej mierze fascynujące, co odrażające), a nawet fragmenty podręcznika antropologii sądowej Stevena Byersa, choć tę żmudną lekturę porzuciłem, gdy doszedłem do dość oczywistego wniosku, że szczegółowa wiedza na ten temat jednak mi się do niczego nie przyda (choć niektóre fragmenty – takie jak historia badań antropologicznych szkieletu należącego do Francisca Pizarra – były pasjonujące).
Proszę wybaczyć ten przydługi wstęp na temat nieco turpistycznych rozrywek, ale przypomniały mi się one podczas lektury albumu „Derrick. Ciężko przeżyć własną śmierć”, pierwszego tomu nowej serii „RIP”. Podczas lektury poczułem (nie wiem, czy to najszczęśliwsze słowo w tym akurat kontekście), że wkraczam na znajome terytorium. Tyle że w komiksowej serii Gaet’sa i Juliena Moniera nie ma – przynajmniej na razie – mowy o rozwiązywaniu kryminalnych zagadek. Jest za to dużo mroku, goryczy, złości i ohydy.
Tytułowy bohater albumu to członek ekipy sprzątającej zwłoki i czyszczącej mieszkania zmarłych. Derrick – jak i cała reszta drużyny – nie jest sympatyczną postacią. To żyjący z dnia na dzień degenerat, zdolny jedynie do marzeń, że kiedyś uda mu się uciec od ponurej rzeczywistości, choć jednocześnie ma świadomość, że to niemożliwe. „Bez żartów. Z moim wyglądem. Musiałbym się ogolić, uczesać. Jeśli chodzi o pieńki zębów, wystarczy zamknąć gębę, nie będzie ich widać. Tylko skąd wziąć forsę?” – taki to bohater. Okazja się jednak nadarza: w czasie jednej roboty Derrick kradnie drogocenny pierścionek znaleziony przy zwłokach, ale już następnego dnia okazuje się, że rodzina zgłasza brak tego klejnotu. Próba zwalenia winy na jednego z nowych pracowników kończy się tragicznie i od tej pory wszystko, co mogło pójść źle, idzie źle. A nawet jeszcze gorzej.
Rysunki Juliena Moniera „robią” ten album: kreska francuskiego artysty jest jednocześnie lekko karykaturalna (zwłaszcza gdy chodzi o twarze bohaterów) i maksymalnie naturalistyczna. Nie na takim poziomie, by z niesmakiem odrzucić komiks, ale zdecydowanie jego lektura bywa nieprzyjemna (i oczywiście o to chodziło). W kolorystyce dominują zaś bure brązy i zgniła zieleń – dokładnie tak wygląda świat, do którego nie chce się zbyt często zaglądać.
Scenariusz Gaet’sa na pierwszy rzut oka nie wydaje się specjalnie misterny: skupia się przede wszystkim na nakreśleniu obrzydliwego świata zaludnionego obrzydliwymi postaciami (nie ma tu w zasadzie ani jednej postaci, za którą chciałoby się podążać), a intryga sprawia wrażenie dziurawej. Ale w tym tkwi haczyk: „Derrick” jest tylko pierwszym elementem układanki. Cała seria rozpisana została na sześć tomów (we Francji ukazały się już cztery, premiera piątego przewidziana jest na sierpień tego roku), z których każdy poświęcony jest innej osobie z ekipy sprzątającej (lub w jakiś sposób z tą ekipą związanej). Białe plamy i scenariuszowe niejasności będą więc zapewne wypełniać się w miarę lektury kolejnych albumów.
RIP, tom 1. Derrick. Ciężko przeżyć własną śmierć (RIP, tome 1. Je ne survivrai pas à la mort), scenariusz: Gaet’s, rysunki: Julien Monier, przeł. Jakub Syty, Non Stop Comics 2022, 4/6