Nagrody Eisnera: komiksowy drogowskaz

„Monsters”, rys. Barry Windsor-Smith / Fantagraphics

Na Comic-Conie w San Diego tradycyjnie zostały wręczone nagrody Eisnera: najważniejsze wyróżnienia w dziedzinie komiksu. Najważniejsze, rzecz jasna, z amerykańskiego punktu widzenia, podobnie jak Oscary, Emmy czy Grammy skupione przede wszystkim na tamtejszym rynku i jego osiągnięciach. Ale jak zawsze to dobra wskazówka dla czytelników, którzy chcą wiedzieć, co w popkulturze słychać.

Podobnie jak Grammy nagrody Eisnera są dość precyzyjne, w tym znaczeniu, że rozbite na wiele kategorii (choć nie tak wiele jak w przypadku muzycznych wyróżnień). Pełną listę nagrodzonych i nominowanych można znaleźć m.in. na tej stronie, ale przy kilku nagrodach warto się na parę chwil zatrzymać.

Dla polskich czytelników istotne jest to, że część dzieł nagrodzonych w tym roku jest u nas dostępna – lub będzie wkrótce. Wielkim triumfatorem Eisnerów był przejmujący i bardzo dobry album Barry’ego Windsora-Smitha „Monsters” – komiks, który powstawał przez 35 lat, bo zaczął swój żywot jako odrzucony scenariusz do serii o Hulku. „Monsters” zdobył nagrody w kategoriach najlepszy nowy album graficzny, najlepszy scenarzysta/rysownik, najlepsze liternictwo i od jakiegoś czasu nieśmiało o polskim wydaniu wspomina Mucha Comics.

Niezłą pulę nagród zgarnął też doskonale znany w Polsce scenarzysta James Tynion IV jako autor lub współautor m.in. najlepszej serii komiksowej („Coś zabija dzieciaki”), nowej serii („The Nice House on the Lake”) oraz najlepszy scenarzysta (za wiele tytułów, nad którymi pracuje – oprócz wymienionych przed chwilą były wśród nich także „Batman”, „Joker” oraz „Departament prawdy”). Niektóre z komiksów pisanych przez Tyniona wydają u nas Story House Egmont oraz Non Stop Comics.

Nagrodę dla najlepszej malarki i artystki multimedialnej odebrała Sana Takeda za wydawaną również w Polsce „Monstressę” (u nas: Non Stop Comics), zaś za najlepszą adaptację z innego medium uznano rzeczywiście udany „Rok 1984” Fado Nestiego (Wydawnictwo Jaguar).

Okładka zbiorczego wydania „Popeyea”

Dużo czy mało? Powiedziałbym, że nie jest źle, pewnie kilka wyróżnionych komiksów prędzej czy później w Polsce się pojawi (a jeszcze więcej ukazało się i ukaże, jeśli weźmiemy pod uwagę nominacje), choć wiadomo, że będą to niemal wyłącznie rzeczy od wydawców największych (Marvel, DC) i paru mniejszych, choć również komercyjnych. Ale o wielu nagrodzonych tytułach zapewne możemy tylko pomarzyć (lub nie marząc, zaopatrzyć się w wydania oryginalne). Wątpię, by trafił do Polski „Run” (najlepszy pamiętnik graficzny), oparty na wspomnieniach Johna Lewisa, wybitnego afroamerykańskiego działacza społecznego (zmarł w 2020 r.), skoro nie mieliśmy polskiego wydania jego wcześniejszego komiksu, trzytomowego „March”. To samo dotyczy zapewne „The Black Panther Party: A Graphic History” (najlepszy komiks oparty na faktach) czy „You Died: An Anthology of the Afterlife” (najlepsza antologia). Nie mówiąc już o kolekcjonerskich wydaniach nagradzanych w kategoriach „archiwalne wydania zbiorcze” – w tym roku były to „Popeye: The E.C. Segar Sundays, vol. 1” oraz „EC Covers Artists Edition”. Choć w Polsce coraz częściej wydawcy sięgają po publikacje zbiorcze archiwalnych komiksów, wzbogacane o liczne materiały dodatkowe, wydanie takich komiksów jak „Popeye” – czyli krótko mówiąc, klasyki komiksowych stripów – jest raczej nierealne. Obym się mylił, ale wciąż mam wrażenie, że pełną publikację „Fistaszków” należy rozpatrywać w kategoriach wydawniczego cudu (choć do dziś nie rozumiem, dlaczego oryginalne wstępy zostały zastąpione polskimi odpowiednikami – być może ze względów licencyjnych), a to przecież arcydzieło nad arcydziełami i zapewne najsłynniejszy komiksowy pasek w historii. Podobnie rzecz ma się z książkami na temat komiksów.

Nagrody Eisnera mogą być – i są – niezłym drogowskazem, na jakie tytuły i jakich twórców i twórczynie warto zwracać uwagę, lecz są jednocześnie powodem do zazdrości: wszystkiego i tak się, rzecz jasna, nie da przeczytać, ale fajnie mieć tyle możliwości do wyboru.