Komiksy miesiąca: grudzień 2022

„Miki: Szalone przygody”, rys. Keramidas / Story House Egmont

Specyfika grudniowych wydań „Polityki” jest taka, że z reguły nie mieści się w nich stała rubryka poświęcona komiksom: to raczej czas podsumowań i zapowiedzi, którym regularne krótkie recenzje muszą ustąpić miejsca. Zatem w grudniu cykl „Komiksy miesiąca” przenosi się na bloga, przy zachowaniu (mniej więcej) stałej objętości i formy.

Francuskie wydawnictwo Glénat nie tylko wydaje przekłady klasycznych disnejowskich komiksów, lecz również prowadzi fantastyczną serię, w której Miki, Donald i reszta bohaterów trafiają w ręce europejskich twórców. „Miki: Szalone przygody” (scenariusz: Lewis Trondheim, ilustracje: Nicolas Keramidas, przeł. Maria Mosiewicz, Story House Egmont, 5/6) jest jedną z najbardziej udanych odsłon tego cyklu. Punkt wyjścia jest banalny: Miki i Donald ruszają śladem szajki, która okradła skarbiec Sknerusa, ale pościg zamieni się w zwariowaną podróż prowadzącą do dżungli, zaginionych miast, na dno oceanu, a nawet na księżyc. Całość ma formę „odnalezionych” po latach prasowych epizodów, z których część rzekomo zaginęła, więc to, co ukryte między odcinkami, trzeba sobie dopowiedzieć samemu. Dowcipny, brawurowy i odświeżający komiks.

Przygoda Holmesa i Watsona jest może mniej spektakularna, za to zdecydowanie bardziej precyzyjna. „W głowie Sherlocka Holmesa: Sprawa skandalicznego biletu” (scenariusz: Cyril Lieron, Benoit Dahan, ilustracje: Benoit Dahan, przeł. Wojtek Birek, Non Stop Comics, 4/6) jest – jak obiecuje tytuł – próbą sprawdzenia, jak działał umysł detektywa wszech czasów. Tym razem Holmes rozwiązuje zagadkę uprowadzenia cenionego lekarza. Sprawa okazuje się oczywiście częścią szeroko zakrojonego spisku, za którym stoi… Tego się z pierwszej części nie dowiadujemy, śledztwo zostało bowiem rozpisane na dwa tomy, choć uczciwie trzeba zaznaczyć, że nie należy do najbardziej fascynujących w karierze bohatera. Scenarzyści mnożą tropy, zasypują czytelnika mnóstwem szczegółów, a dochodzenie Holmesa prowadzą – dosłownie – po sznurku łączącym wszystkie detale. Ale od strony graficznej album jest więcej niż satysfakcjonujący: zaskakujący, bardzo pomysłowy i, co w tym przypadku istotne, starannie wydany.

„Ostatnie spojrzenie” Charlesa Burnsa (przeł. Wojciech Góralczyk, Kultura Gniewu, 5/6) to album zdecydowanie cięższego kalibru. Halucynogenna, niepokojąca, chwilami odrażająca podróż przez podświadomość i wspomnienia głównego bohatera, Douga. Próba pobieżnego streszczenia tego komiksu skazana jest na niepowodzenie, autor wpuszcza czytelników do splątanego labiryntu, w którym „Tintin” spotyka Williama Burroughsa, a psychodeliczna fantastyka miesza się z cronenbergowskim body horrorem. Te nawiązania to jednak tylko punkty zaczepienia: Burns nie jest epigonem, lecz tworzy własną mroczną i pełną pułapek alternatywną rzeczywistość. Nie jest to – podobnie jak wcześniej wydane „Black Hole” i „El Borbah” – lektura dla każdego, ale warto się z nią zmierzyć, ze świadomością, że trudno będzie o niej zapomnieć.