„Punisher. Krąg krwi”. Ja jestem prawem
Niewiele znalazłoby się w mainstreamowym komiksie serii bardziej kontrowersyjnych niż „Punisher”. Frank Castle na wiecznej (bardzo krwawej) wojnie z przestępcami ma jednak oddanych wyznawców, a sporo wydawnictw z jego udziałem całkiem nieźle znosi próbę czasu. Choć to zarazem lektura, która jeży włos na głowie.
Gdy we wczesnych latach 90. kupowałem komiksy wydawane przez TM-Semic, ograniczone możliwości budżetowe pozwalały na kolekcjonowanie tylko dwóch serii. Co do konieczności posiadania kolejnych odcinków „Batmana” nie miałem wątpliwości, drugą serią, jaka lądowała w moich zbiorach, był „Punisher”. Dziś widzę, że sporo tych bohaterów łączyło (mniej więcej w tamtym czasie spotkali się nawet na łamach dwóch one-shotów przygotowanych wspólnie przez Marvela i DC Comics, te jednak się w Polsce nie ukazały): walka z przestępczością jako wendetta po stracie rodziny, wściekły upór w dążeniu do celu, no i na tle całej kolorowej superbohaterszczyzny obaj byli posępni, mroczni i oczywiście pozbawieni jakichkolwiek nadludzkich mocy. Później przestałem śledzić z uwagą bieżące mainstreamowe serie o superbohaterach, współczesne losy Punishera i Mrocznego Rycerza niespecjalnie mnie interesują, ale – tak magicznie działa nostalgia – chętnie wracam do komiksów z lat 90. Zwłaszcza że są okazje: Egmont nie tylko wznawia monumentalną sagę „Knightfall” – jedno z najważniejszych wydarzeń w dziejach komiksów o Mrocznym Rycerzu – lecz „Kręgiem krwi” rozpoczął również edycję klasycznych opowieści o Punisherze, tym razem zbieranych pod szyldem Epic Collection (w takiej samej formie wznawiane są też komiksy o Spider-Manie).
„Punisher” czytany dziś – z całym bagażem wiedzy i doświadczenia oraz zdecydowanie dojrzalszą niż 30 lat temu optyką społeczną i polityczną – powinien mnie odrzucić. Ale nostalgia zadziałała: co prawda nie wszystkie historie z „Kręgu krwi” ukazywały się wcześniej w Polsce (część wyszła w ramach Wielkiej Kolekcji Komiksów Marvela, ale nie mam stuprocentowej pewności, czy któraś z nich nie pojawiła się na łamach wydawanych przez TM-Semic zeszytów), ale to już Punisher, jakiego poznaliśmy na samym początku lat 90. – z niespecjalnie oryginalnymi, ale wciągającymi scenariuszami (m.in. Mike’a Barona) i ilustracjami artystów, którzy kształtowali nasze pierwsze wyobrażenia o tej postaci (Whilce Portacio, Mike Zeck, Klaus Janson, nawet rysowany przez Johna Romitę Jr. Punisher był wtedy jakoś odrobinę subtelniejszy – w wyglądzie, bo nie w działaniu). Tom zbiera pierwszą limitowaną serię komiksów o Punisherze z 1986 r. oraz dziesięć epizodów drugiej serii (rozpoczętej w 1987), uzupełniając to jednym odcinkiem „Daredevila” oraz one-shotem „Gildia zabójców” z 1988 r.
Całość daje niezły przekrój przez tematyczny zakres komiksów o Punisherze z tamtego czasu: jest i pojedynek Franka Castle’a z Jigsawem za murami więzienia, i potyczki z mafią, i wyprawa do południowoamerykańskiej dżungli śladami kartelu narkotykowego, i wojna z arabskimi terrorystami, wreszcie współpraca z azjatyckim gangiem zabójców. W zasadzie niewiele, czego nie dawałoby widzom wówczas popularne kino, od „Życzenia śmierci” po „Commando”. Zdarzają się całkiem ciekawe odskocznie: jak epizod, w którym Frank wpada w sidła guru niebezpiecznej sekty (nieintencjonalnie zabawny, gdy Punisher wspomina leczniczy dotyk hochsztaplera), czy ten, w którym celem zemsty są bezwzględne rekiny finansjery. Generalnie jednak chodzi o to, by działo się dużo, szybko i w miarę głośno, a także by lektura zaspokajała potrzeby tkwiącego w duszy czytelnika incela. Bo – mimo całej eskapistycznej frajdy, jaką daje czytanie „Punishera” z końca lat 80. – wizja świata prezentowana przez Franka Castle’a jest przerażająca, nawet gdy zdarzają mu się przebłyski refleksji nad prowadzoną przez siebie wojną, której nie potrafi i nie chce powstrzymać. Jest w scenariuszach „Punishera” jakiś odprysk brutalnych lat 70. i 80., kiedy przemoc na ulicach amerykańskich miast gwałtownie rosła, za to administracja Reagana podsycała lęk z jednej strony przed narkotykami, z drugiej – przed bliskowschodnim terroryzmem. Punisher był odpowiedzią na ten strach. Antybohaterem, który w przeciwieństwie do herosów w obcisłych kostiumach nie wzbrania się przed zabijaniem, i to bez względu na koszty, które ponoszą (tak jak w tym zbiorze) także bliscy mu ludzie. I są takie chwile, w których „Punisher”, choć pozostaje przede wszystkim opartą na sensacyjnych schematach rozrywką, sporo mówi o Ameryce, skorej do przemocy, zakochanej w broni palnej, nieufnej wobec federalnego rządu i wierzącej w samostanowienie prawa tam, gdzie zawodzą państwowe instytucje. Fascynujące i straszne jednocześnie.
Punisher Epic Collection. Krąg krwi (Punisher Epic Collection: Circle of Blood), scenariusz: Steven Grant, Jo Duffy, Mike Baron, Ann Nocenti, rysunki: Mike Zeck, Mike Vosburg, Klaus Jansson, Dave Ross, Whilce Portacio, John Romita Jr., Jorge Zaffino, przeł. Marek Starosta, Story House Egmont 2022, 4/6