Sierotka Mony leci w kosmos

Wraz z bohaterami „OKP Dolores” przemierzamy kosmos, w którym Kościół walczy o jak największe wpływy. Ale zamiast społeczno-politycznej metafory dostajemy średniej jakości space operę z elementami westernu.

„OKP Dolores”, rys. Didier Tarquin, Egmont

Na „OKP Dolores” łatwo się nabrać. Do lektury zachęca nazwisko autorów: Didier Tarquin to jeden z najpopularniejszych francuskich artystów komiksowych i twórca ilustracji do słynnej serii „Lanfeust z Troy” (i jej spin-offów). Jego żona Lyse to uznana kolorystka, również pracująca przy komiksach z uniwersum Troy. Od ich wspólnego dzieła można więc oczekiwać atrakcyjnej formy graficznej. I pod tym względem „OKP Dolores” nie zawodzi, Didier Tarquin pokazuje się od najlepszej strony, jego ilustracje są gęste i dynamiczne, przykuwają uwagę. Gorzej jednak ze scenariuszem i oryginalnością: pierwszy tom nowego cyklu przypomina bowiem zbiór zapożyczeń z innych komiksów – a w przypadku kilku drobiazgów można wręcz mówić o plagiacie.

Akcja rozpoczyna się w momencie, gdy Mony – sierota dorastająca pod opieką zakonnic – po osiągnięciu dorosłości musi opuścić klasztor. Nie bardzo wie, co ze sobą zrobić, ale dostaje niezwykły prezent: okręt kosmicznych piratów (stąd skrót OKP w tytule) „Dolores”, pozostawiony jej przez ojca, generała armii konfederackiej z czasów walk o dominację nad kosmosem. Jedni nazywają generała bohaterem, inni śmieciem, a z jego dziedzictwem musi zmierzyć się dziewczyna niezdolna nie tylko do objęcia funkcji kapitanki statku kosmicznego, lecz w ogóle nieprzystosowana do życia poza murami klasztoru.

Z pomocą Torka, mechanika (którego odziedziczyła w zestawie z okrętem), oraz zdolnego pilota i zabijaki Kasha, który dość przypadkowo stał się członkiem niewielkiej załogi, Mony spróbuje odkryć tajemnice skrywane przez „Dolores”. Ale okręt jest cennym łupem i czyha na niego niejedna kosmiczna szumowina.

Niby dużo się dzieje, ale akcja rozwija się dość powoli – nie ma w tym zresztą nic złego, Tarquinowie muszą przecież wprowadzić bohaterów, zarysować pierwsze osie konfliktów, wprowadzić elementy suspensu. Szkoda tylko, że to wszystko już gdzieś wcześniej widzieliśmy i czytaliśmy. Autorzy „OKP Dolores” ochoczo ściągają i z „Gwiezdnych wojen”, i ze space-westernów (hej, pozdrawiamy fanów „Firefly”), i ze „Strażników Galaktyki”, i z kilku pomniejszych tytułów (jak np. niewydawana jeszcze w Polsce seria „Warship Jolly Roger”). Wizja kosmosu jako miejsca zdominowanego przez religie i Kościół jest eksplorowana przez science fiction na dziesiątki sposobów – czasem z doskonałym skutkiem, jak w przypadku prozy Dana Simmonsa czy Octavii Butler – nawet w najbardziej komercyjnych komiksach była wykorzystywana sprawniej i ciekawiej (Powszechny Kościół Prawdy w „Strażnikach Galaktyki”, różne wariacje na temat kultów religijnych w „Lobo”).

No a już za takie pomysły jak Tork, walczący za pomocą wysuwanych z grzbietu dłoni pazurów (aż można byłoby się spodziewać, że gdy ściągnie maskę, odsłoni wkurzoną gębę Wolverine’a), Marvel mógłby śmiało pobierać opłatę licencyjną. Tarquin ściąga nawet z samego siebie, a w szczególności z cyklu „Lanfeust w kosmosie” – w sumie bohaterowie obu serii mogliby się spotkać i pewnie niewielu czytelników dostrzegłoby różnicę.

Jeśli jednak nie oczekujecie od „OKP Dolores” oryginalności i przełomowych pomysłów, to pierwszy tom jako bezpretensjonalna lektura sprawdza się przyzwoicie. Drugi (we Francji ukazał się pod koniec ubiegłego roku, Egmont już zapowiedział polskie wydanie) może dla wielu czytelników okazać się testem cierpliwości.

OKP Dolores, tom 1. Ścieżka Nowych Pionierów, scenariusz: Didier Tarquin, Lyse Tarquin, ilustracje: Didier Tarquin, przeł. Maria Mosiewicz, Egmont, 3/6