„Aldobrando”: miłość zwycięży wszystko

„Aldobrando” to przyjemna niespodzianka – oparta na gatunkowych schematach fabuła daje więcej, niż można się spodziewać.

„Aldobrando”, rys. Luigi Critone / Kultura Gniewu

Trochę baśń, trochę fantasy – choć przede wszystkim dlatego, że dzieje się w wyimaginowanej krainie i średniowiecznych realiach, bo magii ani fantastycznych istot w tej opowieści nie ma – zaś głównie opowieść o nieoczekiwanej miłości i równie nieoczekiwanej odwadze. Skomponowana według dobrze rozpoznanych wzorców i schematów może nawet zbyt często powielanych, a przecież ujmująca prostotą. I znacznie głębsza, niż się może na pozór wydawać – to wszak nie tylko Campbellowska z ducha opowieść o przemianie bohatera, lecz również rzecz o mechanizmach władzy, moralnej korupcji i niewinności zderzonej z tyranią.

Tytułowy Aldobrando nie wydaje się zrazu postacią, za którą warto trzymać kciuki. Niezbyt rozgarnięty uczeń czarnoksiężnika (jego ojciec zostawił go jako dziecko pod opieką sędziwego maga) jest dobrodusznym prostaczkiem, który niewiele wie o świecie, a jeszcze mniej o życiu. Wypadek przy pracy nad eliksirem sprawia, że Aldobrando zostaje wysłany na poszukiwanie rzekomo leczniczego wilczego ziela. Rośliny co prawda nie znajduje, za to podróż stanie się początkiem jego przemiany, a przypadkowe spotkania – z domniemanym rycerzem, królewną Bianką i olbrzymem zwanym Siewcą Śmierci – doprowadzą go do walki przeciwko tyranowi i dworskim spiskom (choć jednocześnie chłopak trwać będzie przy poszukiwaniu mitycznego wilczego ziela).

Za scenariusz „Aldobrando” odpowiada Gipi – włoski rysownik i scenarzysta bardzo w Polsce popularny, odpowiedzialny m.in. za niedawno wydane albumy „Pewna historia” oraz „Wyjątkowe chwile ze sztucznymi brawami” (oba ukazały się nakładem Timof Comics). Autorem fenomenalnych ilustracji jest natomiast Luigi Critone, którego prace – jeśli się nie mylę – wcześniej się u nas nie ukazywały, a który przejął po Enrico Marinim rysowanie serii „Skorpion”. Nieprzeciętnie utalentowani twórcy sprawili, że ta oparta na gatunkowych kliszach opowieść wymyka się banałowi. To opowieść, w której prostaczek może nie staje się mędrcem, lecz ma wystarczającą siłę, by desperacko przeciwstawić się złu. Potwór okazuje się wrażliwcem – lecz wciąż jest gotów przelać krew w słusznej sprawie. Nawet tyran jest nie tyle wcieleniem okrucieństwa, ile raczej zgnuśniałym i zdeprawowanym władzą głupcem podatnym na manipulację. Gipi każdej z tych postaci wyciągniętych z baśniowo-historyczno-fantastycznego panteonu nadaje niepowtarzalny charakter, doprawia fabułę dyskretnymi literackimi aluzjami (i nie chodzi o dosłowne cytaty, ale o pewne duchowe pokrewieństwo choćby z „Don Kichotem” i oczywiście całą tradycją powieści łotrzykowskich) i szczyptą humoru, pozwalającego rozładować napięcie.

Podobnie traktuje swoje ilustracje Critone: chociaż część bohaterów, z samym Aldobrando na czele, ma lekko karykaturalne rysy (często nieźle maskujące ich prawdziwe cechy charakteru), rysownik nigdy nie ucieka w groteskę. Z rozmachem konstruuje precyzyjny, realistyczny świat – i nawet jeśli oglądamy w gruncie rzeczy jego niewielki wycinek, łatwo uwierzyć w to, że gdzieś dalej są inne miasta, inne krainy, inni bohaterowie i łotrzy, a być może gdzieś rośnie nawet wilcze ziele. Nie wiem, czy Gipi i Critone planują kolejne tomy swojej opowieści, ale nie ukrywam, że z przyjemnością zajrzałbym do tego świata ponownie.

Aldobrando, scenariusz: Gipi, rysunki: Luigi Critone, przeł. Krzysztof Umiński, Kultura Gniewu, 5/6