„Asteriks. Biały irys”: Zmiany w galijskiej wiosce
Zmiana na stanowisku scenarzysty komiksów o Asteriksie była potrzebna. Gdy ponad dekadę temu tę funkcję obejmował Jean-Yves Ferri, początkowo radził sobie co prawda nieźle, lecz jakość pisanych przez niego albumów systematycznie spadała.
O ile rysownik Didier Conrad sprawnie i z pełną swobodą imituje styl Alberta Uderzo, o tyle Ferri wydawał się coraz bardziej zagubiony w wymyślanych przez siebie fabułach. W najnowszym albumie Conrad został więc na swoim miejscu, mamy za to nowego scenarzystę: Fabcaro (Fabrice Caro), którego wcześniejsze prace nie były w Polsce publikowane, choć dorobek ma dość bogaty. Jak zapowiadał, chciał dochować wierności temu, co stworzyli Rene Goscinny i Albert Uderzo, i rzeczywiście „Biały irys” dość mocno trzyma się kursu wyznaczonego przez klasyczne albumy.
![](/wp-content/uploads/2023/10/DP-Astérix_Liris-Blanc_-10-A-1024x345.jpg)
Świeża rybka u Ahigieniksa
Juliusz Cezar znów potrzebuje świeżego planu na podbicie galijskiej wioski, a z pomocą przychodzi mu niejaki Plusujemnus, medyk z filozoficzną metodą, którą streszcza w jednym, dość enigmatycznym zdaniu: „Żeby rozświetlić cały las, wystarczy, by zakwitł jeden irys”. W uproszczeniu chodzi o to, by niezłomnych Galów, a przy okazji stacjonujące wokół wioski rzymskie wojska, nauczyć pozytywnego myślenia, łagodności, a nawet – o zgrozo! – zdrowego trybu życia. Galowie staną się pokorni, lecz nie będą upokorzeni, zwyczajnie porzucą myśl o walce, staną się wreszcie częścią Imperium Rzymskiego, i to bez zbędnych siniaków i stłuczeń, jakimi płacą za walkę Rzymianie. Plusujemnus jest przy tym zaskakująco skuteczny. Z jednej strony sypie komunałami i banalnymi przysłowiami na lewo i prawo, z drugiej – dla każdego ma dobre słowo, które sprawia, że wszyscy mieszkańcy wioski czują się docenieni, lepsi i bardziej potrzebni. Nawet Ahigieniks przestaje sprzedawać śmierdzące ryby i wystawia w swoim kramie świeże, złowione w pobliskim potoku sztuki. „Gdzie wady?” – chciałoby się zapytać. No więc dostrzegają je oczywiście Asteriks z Obeliksem, którzy obawiają się, że ceną za spokój i dobrobyt będzie utrata galijskiej tożsamości, objawiająca się w bijatykach z Rzymianami, obżeraniu się dzikami i przywiązywaniu Kakofoniksa do drzewa podczas każdej uczty.
Przyznaję, że od razu po lekturze miałem mieszane uczucia. „Biały irys” jest bardzo mocno oparty na dialogach, w pierwszej połowie wręcz przegadany. Świetnie sprawdza się jako złośliwa parodia wszelkiej maści coachów, obiecujących cuda, jeśli tylko poświęcisz odpowiednio dużo czasu na samorozwój. Ale bywa też dziaderski w swoich kpinach z języka inkluzywnego, próbach (może naiwnych, lecz szlachetnych) włączania jednostek do działania na rzecz dobrobytu społeczności, promowania zdrowego odżywiania i aktywności fizycznej. Jednak ostatecznie i to przywiązanie Asteriksa do tradycji oraz patriarchalnego systemu, na którym opiera się galijska (komiksowa) tożsamość, zostaje tu delikatnie wyśmiane.
Charyzma byłego premiera
Miałem okazję zapytać Didiera Conrada i Fabcaro o pracę nad „Białym irysem” i o to, czy Plusujemnus jest – jak często robili to Goscinny z Uderzo – parodią jakiejś konkretnej postaci francuskiego życia publicznego. – Pisząc, nie myślałem o nikim szczególnym. Ta postać jest takim stereotypem coachów, mistrzów zen, bardzo uduchowionych doradców osobistych, którzy pojawiają się w internecie i telewizji. Lecz z drugiej strony chciałem, żeby była to postać uwodząca swoją charyzmą, urodzony polityk, który próbuje przekonać ludzi do swoich racji, ale w gruncie rzeczy robi wszystko, żeby zdobyć władzę – tłumaczy Fabcaro. Zaś Conrad dopowiada, że w kwestiach graficznych miał konkretniejszych modeli: przede wszystkim byłego premiera Francji Dominique’a de Villepina oraz Bernarda-Henri Lévy’ego, choć mimikę i gesty, jakimi posługuje się Plusujemnus, można dostrzec u wielu postaci życia politycznego.
Fabcaro opowiada, że zależało mu na tym, by w przeciwieństwie do albumów pisanych przez Jean-Yves’a Ferriego – „uwielbiam jego scenariusze”, zastrzega przy okazji – przygody Asteriksa znów były przeznaczone raczej dla dorosłych czytelników, którzy będą w stanie odczytać poukrywane w treści polityczne i społeczne aluzje. – Chciałem wrócić do epoki „Asteriksa” Goscinnego, kiedy albumy były skierowane do dojrzałych odbiorców, a dzieci mogły się przy nich bawić niejako przy okazji. Dlatego zależało mi na większej liczbie dymków, na wprowadzeniu do dialogów gier słownych i trudnych wyrazów, choć użytych ironicznie i dla zabawy. Pamiętam, że w dzieciństwie, gdy czytałem „Asteriksa”, zdarzało mi się sięgać po słownik, żeby zrozumieć sens takiego czy innego żartu – tłumaczy.
Swoją drogą, polski przekład pozostawia wrażenie, że nie wszystko udało się sprawnie przetłumaczyć na rodzime realia. Ze względów językowych nie jestem w stanie porównać polskiego wydania z oryginałem, lecz w czasie lektury kilka razy coś mi zazgrzytało, jakby w tekście zostało tylko blade echo niezłego żartu. Komiksy o Asteriksie muszą być piekielnie trudne w przekładzie, także dlatego, że często bazują na powszechnie rozpoznawanych cytatach, fragmentach piosenek, czytelnych aluzjach (do tego stopnia, że na amerykański i angielski rynek kolejne tomy tłumaczone są oddzielnie, żeby dostosować treść do lokalnych odbiorców). To akurat Marek Puszczewicz potrafi: wplata w dymki fragmenty treści, które rozpoznajemy od pierwszych słów. Lecz całość nie jest tak płynna, tak wartka, jak mogłaby zapewne być. Myślę, że „Asteriksy” nieco na tym tracą.
![](/wp-content/uploads/2023/10/DP-Astérix_Liris-Blanc_-4-1024x618.jpg)
Odpowiedzialność wobec czytelników
„Biały irys” to 40. tom przygód galijskich wojowników, nic więc dziwnego, że trudno chwilami o świeżość, zaskoczenia, niespodzianki. Ile jeszcze można wycisnąć z powtarzanego od dekad żartu na temat zatopienia pirackiego statku? Pytam twórców, czy nie mieliby ochoty trochę zaszaleć, na podobnej zasadzie, na jakiej wydawnictwo Glénat publikuje nowe (niekanoniczne) komiksy o Myszce Miki i Kaczorze Donaldzie albo Dargaud pozwala artystom takim jak Matthieu Bonhomme czy Mawil „bawić” się postacią Lucky Luke’a. I Fabcaro, i Conrad zgodnie twierdzą, że nie mają takiej potrzeby. – Miałem 48 lat, gdy dowiedziałem się, że będę pisał nowy album o Asteriksie. To spełnienie marzeń, więc nie chcę psuć tego, co doskonałe. Mogę tylko próbować dorównać poprzednikom – mówi Fabcaro. – Świat Asteriksa jest bardzo specyficzny. To trochę jak w przypadku produkcji hollywoodzkich: jest bardzo wiele wymagań względem twórców. Musimy brać pod uwagę bardzo wiele rzeczy, które są narzucane przez wydawcę. Bo „Asteriks” nie należy już do twórców, lecz do wielu osób, w tym do czytelników, którzy też mają swoje wymagania. Ta praca wymaga od nas sporego wysiłku: musimy przecież odbiorców czymś zaskoczyć, lecz jednocześnie nie zawieść ich oczekiwań względem serii. To duża odpowiedzialność – dodaje Conrad.
Czy udźwignęli ciężar tej odpowiedzialności? Rich Johnston, krytyk serwisu Bleeding Cool, w ciekawej i bardzo pozytywnej recenzji dowodzi, że „Biały irys” to najlepszy album o Asteriksie, jaki ukazał się od śmierci Goscinnego. Trudno się nie zgodzić, choć nie w pełni podzielam jego niezwykły entuzjazm. Conrad, który w świecie Galów czuje się wyraźnie coraz pewniej (w końcu przed laty to sam Uderzo namaścił go na swojego następcę), wspomagany przez ambicję Fabcaro, mogą jeszcze udowodnić, że Asteriks i Obeliks wciąż mają w sobie wywrotowy potencjał. Nawet jeśli są tak bardzo odporni na obyczajowe zmiany.
Dziękuję pani Justynie Wojdak za tłumaczenie rozmowy z artystami.
![](/wp-content/uploads/2023/10/okladkaAsteriks-40_72-dpi-226x300.jpg)
Asteriks, tom 40. Biały irys, scenariusz: Fabcaro, rysunki: Didier Conrad, przeł. Marek Puszczewicz, Story House Egmont 2023, 4/6