Historia według Zbigniewa Kasprzaka
Tom „Wielkie wyprawy” – zbierający nie tylko opowieści z tytułowego cyklu, lecz również inne opowieści historyczne – jest szansą, by spojrzeć na całą twórczość jednego z najsłynniejszych polskich artystów komiksowych.
Najstarsze z zamieszczonych w albumie prac pochodzą z wczesnych lat 80. (sam Zbigniew Kasprzak twierdzi, że „Łzy Bałtyku” to był drugi komiks, jaki w ogóle narysował), najnowszy – „Pierwsza lekcja” – powstał na potrzeby antologii wydanej na stulecie odzyskania niepodległości. Między nimi zawiera się przekrój przez całą karierę artysty – oczywiście bez najsłynniejszych tytułów, czyli „Yansa”, którego przejął po Grzegorzu Rosińskim, i „Halloween Blues”, te bowiem ukazały się w osobnych tomach, podobnie jak opowieści science fiction, wydane zbiorczo pod tytułem „Bogowie z gwiazdozbioru Aquariusa”.
Większość komiksów z „Wielkich wypraw” dobrze znałem: zwłaszcza „Podróże Jamesa Cooka” (które jako dziesięciolatek czytałem w wydanym przez KAW zeszycie „Bambi” – przypominam, że było to w czasach, kiedy w Polsce komiks był traktowany wyłącznie jako produkt dla dzieci) zapadły mi głęboko w pamięć, a scena gwałtownej śmierci Cooka śniła mi się po nocach. Lektura zbioru była więc okazją do podróży sentymentalnej, sprawdzenia, czy to, co kiedyś budziło emocje, dziś wciąż działa. Część działa, część mniej (co było do przewidzenia), ale podstawowy wniosek, jaki mi się nasunął, to ten, że Zbigniew Kasprzak nie miał nigdy szczęścia do scenarzystów. Wartością sporej części komiksów z „Wielkich wypraw” jest jego graficzny talent, pomysły, zabawy formą, bo treść nie zawsze jest satysfakcjonująca. Szkoda, że Kasprzak – wszechstronny, utalentowany, pracowity – nie trafił na swojego Jeana Van Hamme’a, którego scenariusze „Thorgala” pozwalały tak bardzo rozwijać skrzydła Rosińskiemu. Oczywiście, nie wszystko można porównać, Rosiński wyemigrował na Zachód wcześniej, miał więc bliższy kontakt z rozwiniętą kulturą komiksową niż Kasprzak (który wraz z żoną Grażyną, wybitną kolorystką, wyjechał dopiero w okresie transformacji ustrojowej), ale tym bardziej warto zwrócić uwagę, jaką zmianę artystyczną przynoszą komiksy robione przez Kasa dla frankofońskich wydawców: „Podróżnicy” i „Spadająca gwiazda – Marylin Monroe” to albumy tworzone przez artystę w pełni świadomego możliwości, jakie daje medium, kontrolującego układ plansz i kadrów, pozwalającego sobie na większy oddech – i współpracującego ze specami od scenariuszowego rzemiosła, którzy wiedzą, jak prowadzić akcję, kiedy ją przyspieszyć, a kiedy spowolnić, jak dawkować emocje.
Co nie znaczy, że nie lubię komiksów Kasprzaka z polskiego okresu: gęstych, pełnych detali, napakowanych dialogowymi dymkami (dalekie ślady tej estetyki widać choćby na okładce albumu, moim zdaniem niestety bardzo nieudanej, nieczytelnej i trącącej kiczem). Z jednej strony wynika to ze specyfiki scenariuszy, zwłaszcza podróżniczych opowieści pisanych przez Stefana Weinfelda, przypominających raczej streszczenia wydarzeń niż prawdziwe narracje, z drugiej – zapewne – z ograniczeń narzucanych przez ówczesnych wydawców, którzy zmuszali autorów do zmieszczenia np. życiorysu Kolumba na piętnastu planszach. Ale Kasprzak wiedział, jak to wykorzystać: jeśli dziś warto wracać do tych komiksów, to po to, by przyglądać się jego bogatej kresce, poukrywanym detalom, kompozycyjnym pomysłom, a nie po to, by czytać napakowane drętwymi dialogami dymki. No chyba, że czytacie je, tak jak ja, po latach, odświeżając sobie w głowie emocje towarzyszące pierwszej lekturze. Śmierć Jamesa Cooka już mi się co prawda nie śni, ale zbiorcze wydanie „Wielkich wypraw” z dumą postawię na półce obok „Yansa”, „Halloween Blues”, „Bogów z gwiazdozbioru Aquariusa” i innych dzieł Kasprzaka. I cierpliwie będę czekał na nowe, bo archiwalne chyba zostały już wznowione w całości.
Wielkie wyprawy, scenariusz: różni autorzy, ilustracje: Zbigniew Kasprzak, wstęp: Adam Rusek, Story House Egmont 2022, 4/6