Jak wychować kurczaka (i inne porady dla zwierząt dzikich i domowych)
Jeśli ktoś, tak jak ja, przegapił pierwsze wydanie „Wielkiego, złego lisa”, niech dłużej się nie zastanawia. Komiks Benjamina Rennera to jedna z najzabawniejszych lektur ostatnich miesięcy. Właśnie wyszło jego wznowienie.
Francuz Benjamin Renner jest znany przede wszystkim jako współreżyser znakomitych filmów animowanych, wyświetlanych zresztą również w polskich kinach. Za „Ernesta i Celestynę” był nominowany do Oscara, dostał także – podobnie jak za ekranizację „Wielkiego, złego lisa” – Cezara (tę produkcję doceniło też jury poznańskiego festiwalu filmów dziecięcych Ale Kino). Jego animacje to wzorcowe kino familijne: ciepłe, zabawne, odrobinę przewrotne. Więc jeśli mieliście do czynienia z filmami Rennera, te same zalety znajdziecie w jego komiksie. Tyle że „Wielki, zły lis” w wersji książkowej wydaje się jeszcze lepszy.
Fabuła jest raczej prosta: lis, który jest wbrew tytułowi (i własnym ambicjom) nieduży i dobroduszny, marzy o zjedzeniu kury. Każda zbójecka wyprawa do kurnika kończy się jednak tak samo – lis dostaje łupnia od kur („Trzeci raz w tym tygodniu nas napastuje, satyr jeden!”) i ucieka, choć przynajmniej od uczynnego prosiaka dostaje na drogę koszyk rzepy. Za namową wilka postanawia zatem uciec się do podstępu. Kradnie kurom trzy jajka, po to, by je wysiedzieć i pożreć kurczaki, najlepiej trochę odhodowane, żeby nabrały masy. Każdy, kto czytał „Zamach na Milusia”, w którym Kokosz wysiadywał gigantyczne jajo, wie, jak to się skończy. Podopieczny – w przypadku Kokosza był to oczywiście smok, w przypadku lisa zaś urocze, niesforne kurczaczki – nie ma szans skończyć na talerzu. Miłość, nawet jeśli trudna, silniejsza jest od głodu. Lis zostaje więc kurzą mamą i musi mocno się nakombinować, by jego wychowankowie nie padli ofiarą wilka.
Przygody lisa są oparte na sprawdzonym pomyśle: to w gruncie rzeczy ciąg slapstickowych żartów, komedia omyłek wzbogacona sarkastycznymi dialogami (świetnie, swoją drogą, przetłumaczonymi przez Krzysztofa Umińskiego). Renner traktuje swoich bohaterów z olbrzymią empatią, a nieliczne chwile grozy automatycznie łagodzone są kapitalnym humorem. W jego komiksie przeplatają się przy tym nawiązania – świadome lub podświadome – do klasyki literatury dziecięcej. Autor bierze trochę od La Fontaine’a i odrobinę od Charles’a Perraulta, tu uszczypnie od Disneya, a nawet od René Goscinnego i Jeana-Jacques’a Sempégo. Rozbrykane Kurczaki przypominają wszak bandę przyjaciół Mikołajka, a ich czapeczki mają takie same kolory, jak czapki Zyzia, Hyzia i Dyzia, siostrzeńców Kaczora Donalda. Ale ten remiks popularnych motywów nie jest bynajmniej kopiowaniem wielkich poprzedników. Ma w sobie świeżość, energię i niepodrabialny dowcip. Rysowany jest lekko, pozornie bez wysiłku, jakby tworzenie każdej z drobnych ilustracji sprawiało Rennerowi wyłącznie frajdę. „Wielkiego, złego lisa” nie sposób nie polubić: będziecie do tego komiksu wracać często i to nie tylko razem z dziećmi.
Wielki, zły lis, scenariusz i rysunki: Benjamin Renner, przeł. Krzysztof Umiński, Kultura Gniewu 2019, 5/6